środa, 19 stycznia 2011

W ogrodzie Arcimbolda.



                                                     Zima

Teraz widzę ekran. Brzmi to normalnie. Obraz który właśnie postrzegam, wytwarza mój mózg, w swojej tylnej części, mięsistej ciemności, stwarza go gdzieś tam między swoimi autostradami bruzd i szczelin. Mniej znajomo? Na takie myślenie trzeba mieć czas. Wyciągam rękę by dotknąć żółtej ściany, jest chłodna i taka prawdziwa, mimo, że prawdziwość czegokolwiek nie jest już tak bezpiecznie oczywista.

Zamykam już oczy, żeby już przyszedł sen, a ja żebym się w nim obudziła. Mam sen o Słońcu, mimo że leżę za grubymi żaluzjami, barierą przed światłem. Samo wspomnienie lata wystarcza, bym mogła o nim śnić. Efemerycznie, ulotnie, sen ze słońcem,  które nigdy nie ogrzeje,zimnym jak promienie księżyca.

Oto królestwo nieświadomości, które zaprasza do siebie każdej nocy.

                                                 Wiosna

                                                 Lato


                                                 Jesień

I tak zamknięty został jeden cykl, zaczynający się od zimy - tak jak liczyli go starożytni rzymianie. Czas gdy coś się rodzi, wzrasta i umiera, by potem znów się odrodzić, może inaczej, a potem umrzeć, odrodzić się...
W końcu to cykl Pory roku.
Włochem był Giuseppe Arcimboldo, autor powyższych obrazów, na których warzywa, owoce, przemieniają się w ludzkie kształty. Żył on też pewien czas w Pradze, na dworze ekscentrycznego Rudolfa II, który tytułował się:

Rudolf, z Bożej łaski uświęcony i wybrany cesarz rzymski, po wieki August, król Niemiec, Węgier, Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, etc. etc. arcyksiążę Austrii, książę Burgundii, Brabancji, Styrii, Karyntii, Karnioli, margrabia Moraw, książę Luksemburga, Górnego i Dolnego Śląska, Wirtembergii, Teck etc. książę Szwabii, hrabia Habsburga, Tyrolu, Ferreti, Kyburga, Gorycji etc. landgraf Alzacji, margrabia Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Burgau, Górnych i Dolnych Łużyc etc. pan Marchii Wendyjskiej, Salin, Port Naon etc. etc., z którego, mimo niewątpliwie bogatej tytulatury, zostało kilka kosteczek.


Za to kilkaset lat później powstało krótkometrażowe arcydzieło, stworzone przez rodowitego Czecha:



Wymiar dialogu
Jan Svankmajer


A po tym wszystkim niech zabrzmi:




Kiedy natura - metaforą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz